Fauja Singh miał ponad 100 lat, kiedy ukończył maraton w Toronto. Dziś, w wieku 109 lat, nadal można spotkać go na spacerach we wschodnim Londynie. Skąd stulatek czerpie siłę, która pozwala żyć pełnią życia w takim wieku?

„Sports Illustrated" tekst o nim zatytułował po prostu „The Runner" – biegacz, ten biegacz. Drobny mężczyzna w charakterystycznym żółtym, albo raczej szafranowym turbanie i sporą siwą brodą zasłaniającą ciemną twarz. Ostatni maraton zaliczył niespełna 16 października 2011 roku w Toronto, jeszcze jako 100-latek. Już wtedy zapowiadał, że czas powoli kończyć z tym zajęciem.
Z jego datą urodzenia jest problem. W brytyjskim paszporcie, który ma od kilkunastu lat, jest napisane – 1 kwietnia 1911. Ale urząd indyjski poproszony o weryfikację przez komitet Światowych Rekordów Guinnessa odpisał, że w 1911 roku w ojczyźnie Fauji Singha nie prowadzono rejestrów narodzin. Metryki zatem nie ma. Jest słowo biegacza, który do 90. roku życia nie miał pojęcia, że metryka może się mu kiedyś przydać. Do listu gratulacyjnego na stulecie od królowej Elżbiety II wystarczył paszport.
Fauja znaczy po pendżabsku „generał". Urodził się w wiosce Beas Pind, w regionie Jalandhar, w sikhijskim stanie Pendżab. Najmłodszy z czwórki dzieci, wydawało się, że najsłabszy, bo nie nauczył się chodzić do piątego roku życia. Trochę jednak w młodości biegał, ale większość życia spędził, pracując na rodzinnej farmie.
Lider grupy
Fauja Singh jest najbardziej znanym członkiem grupy biegowej "Sikhs in the City". Jest wyjątkowy z różnych powodów: wieku, wiary, ascetycznego podejścia do treningu czy lekceważenia dla granic wyznaczanych fizjologii przez naukę. Dla większości ludzi niecodzienny jest już sam fakt dożycia 100 lat, nie mówiąc nawet o tym, że regularnie zdarzało mu się być lepszym na trasie od ludzi czterokrotnie młodszych.
Zabrało mu trochę czasu, zanim zebrał się w sobie (po drodze wrócił do Indii i znów zaczął szukać zwady z sąsiadami), żeby poukładać sobie życie na nowo i w miarę spokojnie wejść w kolejne tysiąclecie. Zaczął biegać. Na początki bez pomysłu i celu. Trochę spacerował, trochę podbiegał, a z czasem więcej biegł niż szedł.
Jego pierwszy oficjalny start był biegiem na 20 kilometrów i odbył się tak dawno, że Fauja nie potrafi sobie przypomnieć dokładnej daty. Na pewno miał pod dziewięćdziesiątkę, więc można powiedzieć, że w tym wieku już samo ukończenie biegu było nie lada wyczynem. Pierwsze podejście do dystansu 42,195 m zrobił w 2000 roku. Fauja widział rok wcześniej maraton w telewizji i zdziwił się wtedy, że tyle ludzi może biec sobie tak bez celu, równocześnie. Postanowił wziąć udział w pierwszym w nowym tysiącleciu maratonie londyńskim i z pomocą instytucji dobroczynnej Bliss dopiął swego: stanął na starcie i pokonał trasę w czasie 6:54:42.
Książka dla dzieci o najstarszym maratończyku na świecie
Historia w książce „Fauja Singh Keeps Going” zaczyna się w skromnej wiosce w Pendżabie w Indiach, gdzie urodził się i wychował Fauja Singh na początku XX wieku. Kolorowe ilustracje brytyjskiego artysty Baljindera Kaura pomagają ożywić tę historię.
Książka opisuje wyzwania, przed którymi stanął Fauja Singh jako małe dziecko, od wady wrodzonej, która uniemożliwiała mu chodzenie do 5 roku życia, po niepełnosprawność, która utrudniała mu zdobycie wykształcenia i wytrwałość w celu wzmocnienia własnych sił.
Filip Przybylski
źródło:materiały prasowe