Podczas sobotniej konferencji prasowej minister sportu Danuta Dmowska-Andrzejuk przekazała wieści dla sportowców. Centralny Ośrodek Sportu w Spale i Wałczu chce izolować sportowców, którzy za dwa tygodnie ruszą z przygotowaniami do Igrzysk Olimpijskich. Łącznie zawodników ma być nawet 250. Coraz większa liczba lekkoatletów odmawia udziału w zgrupowaniach w COS, mówią wprost: Nie jedziemy!

Proces zabezpieczenia i kontroli pod względem medycznym opracował i będzie koordynował Centralny Ośrodek Medycyny Sportowej w ścisłej współpracy z Ministerstwem Sportu. Treningi odbywać się będą w ścisłym reżimie sanitarnym, a przed przyjazdem do Centralnego Ośrodka Sportu zawodnicy będą musieli odbyć obowiązkową czternastodniową izolację domową. Poszczególne grupy treningowe zobowiązane będą do niekontaktowania się z pozostałymi osobami, a treningi będą mogły odbywać się w grupach najwyżej pięcioosobowych. Wszyscy uczestnicy zgrupowań będą mieli zakaz bezpośredniego kontaktu z osobami spoza ośrodka, a także, co oczywiste, nie będą mogli go opuścić.
Ten pomysł jest dobry, ale niewiele osób chce zgodzić się na takie całkowite zamknięcie. Tym bardziej że procedur do spełnienia przed wyjazdem i w jego trakcie jest bardzo dużo. A coraz więcej lekkoatletów radzi sobie lokalnie. Mają możliwość skorzystania z miejscowego stadionu, siłowni, lasu, odnowy biologicznej i to im odpowiada - tłumaczył dyrektor sportowy PZLA.
Piotr Myszka, dwukrotny mistrz świata w windsurfingu rezygnuje z wyjazdu do COS ponieważ są to obiekty zamknięte i mają ograniczony dostęp do dużych, otwartych akwenów. Ośrodek w Wałczu z plażą w Cetniewie również nie spełnia odpowiednich standardów ponieważ plaża jest terenem ogólnodostępnym, nie jest wydzielona do użytku tylko dla sportowców. Będąc w Cetniewie prawdopodobnie żeglarze musieliby jeździć do Pucka. To dlatego, że Zatoka Pucka bardzo szybko się nagrzewa, woda ma dużo wyższą temperaturę niż w otwartym morzu. Wyjazdy z COS-u byłyby bardzo skomplikowane. Wyjście z Cetniewa i powrót za każdym razem wiązałby się z odkażaniem, z ryzykiem, z procedurami - to wszystko zajmowałoby za dużo czasu i kosztowało sportowców wiele nerwów.
Kszczot i Lewandowski pełni obaw
Wielu sportowców stara się podtrzymywać formę w domowych warunkach, co oczywiście nie jest optymalnym rozwiązaniem, ale koniecznością. Sezon lekkoatletyczny jest jednak dla większości spalony, co tylko potwierdza decyzja o przełożeniu igrzysk olimpijskich na kolejny rok i brak możliwości przewidzenia, kiedy będzie można wrócić do rywalizacji w związku z pandemią.
Biorąc pod uwagę to, że igrzyska w Tokio odbędą się w 2021 roku, wznowienie treningu niewiele w tym momencie da - tak przynajmniej uważa dwójka czołowych biegaczy, Adam Kszczot i Marcin Lewandowski, którzy nie chcą być skoszarowani na zgrupowaniu w COS. Jednym z powodów ich decyzji ma być to, że boją się zakażenia koronawirusem podczas zgrupowania, obaj mają też małe dzieci.
Niechętnie na pomysł treningów w izolacji zapatruje się także Paweł Wojciechowski. Mistrz świata w skoku o tyczce z 2011 roku zapewnia, że do ćwiczeń wystarcza mu otwarty las. Choć polski sport powoli zaczyna być "rozmrażany" 30-latek nie jest zainteresowany pojawieniem się w COS-ie, gdzie miałby dostęp do bieżni i tartanu.
Ze względów bezpieczeństwa wolałbym nie jechać teraz na jakiekolwiek zgrupowanie. W lesie jestem w stanie przeprowadzić każdy trening – stwierdził zawodnik.
Lista nazwisk sportowców, którzy będą przygotowywać się do kolejnych imprez m.in. w Spale, powstanie w najbliższym czasie. Można jednak już teraz spodziewać się, że zabraknie na niej przynajmniej kilku świetnych zawodników. Część z nich, jak na przykład Anita Włodarczyk czy Piotr Małachowski, którzy cały czas wracają do zdrowia po kontuzjach.
Renata M. Roman